wtorek, 26 listopada 2013

Nowe kryteria diagnostyczne i MY

Pytacie mnie o nowe kryteria diagnostyczne. 
Podaję niżej za forum autyzmu.
Linka: forum autyzmu 

Miały wejść w 2013tym. Przesunięto rzecz na 2015. Co dalej - nie wiadomo. 
Oby weszły. 
Zaleta - nie dzielą usilnie dzieci na autyzm taki i śmaki, na ZA, ani na inne przypadłości. 
Biorą pod uwagę tylko dysfunkcje i ich siłę, nie upierają się przy nazwie zaburzenia. 
Nie będzie więc problemu, czy dziecko ma bardziej wysoko funkcjonujący autyzm, czy bardziej ZA. 

***

Najpierw zasady, punkty które muszą wystąpić, a poten nasilenie objawów. 
Coś tam naskrobałam, jeśli chodzi o kryteria. 
Jeśli idzie o nasilenie, to mamy poziom 1.

Nowe kryteria diagnostyczne zaburzenia ze spektrum autyzmu zgodnie z DSM-5 (tłumaczenie własne forum autyzmu):

Muszą zostać spełnione  A, B, C, i D:

A.    Całościowe nieprawidłowości w zakresie komunikacji społecznej oraz interakcji społecznych w różnych kontekstach, nie związane z ogólnym opóźnieniem rozwoju, manifestujące się poprzez wszystkie trzy z poniższych:
  1. Nieprawidłowości w zakresie społeczno-emocjonalnej wzajemności, poczynając od nieprawidłowego inicjowania kontaktów społecznych i braku umiejętności prowadzenia obustronnej rozmowy, przez ograniczone dzielenie się zainteresowaniami, współdzielenie emocji, afektu, aż do całkowitego braku inicjowania interakcji społecznych.
     
  2. Nieprawidłowości w zakresie niewerbalnych komunikacyjnych zachowań używanych w czasie interakcji społecznych, poczynając od słabej integracji komunikacji werbalnej z niewerbalną, przez nieprawidłowości w używaniu kontaktu wzrokowego i mowy ciała bądź nieprawidłowości w rozumieniu i używaniu komunikacji niewerbalnej, aż do całkowitego braku ekspresji emocjonalnej i gestykulacji.
     
  3. Nieprawidłowości w zakresie rozwijania i utrzymywania relacji społecznych odpowiednich do etapu rozwoju (poza relacją z opiekunami), poczynając od trudności w dostosowywaniu zachowania w różnych sytuacjach społecznych, przez trudności we współdzieleniu zabawy wyobrażeniowej i nawiązywania przyjaźni, aż do widocznego braku zainteresowania ludźmi.
/U nas w pt. 1 nieprawidłowe relacje społeczno-emocjonalne w zakresie nieprawidłowego inicjowania albo w ogóle nie inicjowania. 
Punkt 2 mamy nie sprawdzony. Nie testowaliśmy zachowań niewerbalnych komunikacyjnych w integracji społecznej. Nie mam wglądu do tego co się dzieje w tym zakresie w przedszkolu. Wyjdzie nam przy re-diagnozie.
Punkt 3 to trudności w dostosowaniu zachowań do sytuacji społecznych. Chłodne relacje społeczne. Naprawdę dziecko zainteresowane jest tylko kontaktem ze mną, z babcią, z ojcem, wujkiem, dziadkiem - czyli z bliskimi sobie ludźmi, oraz z paroma wybranymi ciotkami - nasilenie różne./

B.    Ograniczone, powtarzalne wzorce zachowania, zainteresowań czy aktywności manifestujące się co najmniej dwoma z poniższych:
  1. Stereotypowe lub powtarzalne mowa, ruchy lub używanie przedmiotów (jak np. proste stereotypie ruchowe, echolalia, powtarzalne używanie przedmiotów, sformułowania idiosynkratyczne).
     
  2. Nadmierne przywiązanie do zachowań rutynowych, zrytualizowane wzorce zachowań werbalnych i niewerbalnych lub nadmierny opór wobec zmian (jak np. rytuały ruchowe, naleganie na używanie zawsze tej samej trasy lub spożywania zawsze takiego samego jedzenia, powtarzające się pytania lub reagowanie nadmiernym dystresem na niewielkie zmiany).
     
  3. Zafiksowanie na wysoce ograniczonych zainteresowaniach, które są nieprawidłowe w swojej intensywności lub zogniskowaniu (jak np. silne przywiązanie do nietypowych przedmiotów lub zaabsorbowanie nimi, nadmiernie ograniczone lub perseweratywne zainteresowania).
     
  4. Nadreaktywność lub obniżona reaktywność na bodźce sensoryczne lub nadmierne zainteresowanie sensorycznymi właściwościami otoczenia (jak np. widoczna obojętność wobec bólu/gorąca/zimna, negatywna reakcja na specyficzne dźwięki, faktury, nadmierne wąchanie lub dotykanie przedmiotów, fascynacja światłami lub wirującymi przedmiotami).   
/Powtarzalne używanie przedmiotów, fiksacje na niektórych zdaniach (powtarzanie po x razy), słowach. Stereotypie ruchowe - pojawiają się, zmieniają, znikają. Teraz jest skakanie, ostatnie dwa miesiące było (nawrót) trzepotanie rękami, latem dwa, trzy miesiące biegania od okna do drzwi.
Zainteresowanie przedmiotami i sprzętami nie służącymi do zabawy. Fiksacja na wentylatorach! (zakupy to zaliczanie wszystkich jednostek zewnętrznych klimy w okolicy) itp. sprzętach. Odkurzacze, czajniki, telefony, światło - wszystko obcykane i używane chętniej od zabawek. 
Problemy sensoryczne. Zaburzone czucie głębokie, problemy z rękoma i jamą ustną. Odrzucanie niektórych faktur, także pokarmu, niektórych smaków i konsystencji, niektórych zapachów. Panika przy niektórych dźwiękach.
Ogólnie nadwrażliwość słuchowa, węchowa, dotykowa./

C.    Objawy muszą wystąpić we wczesnym dzieciństwie (ale mogą nie być widoczne aż do momentu, gdy oczekiwania społeczne zaczną przewyższać ograniczone możliwości dziecka). 

/Wystąpiły przed 1ym rokiem życia: nadwrażliwość słuchowa, węchowa, wzrokowa. Wybiórcze łaknienie, odrzucanie niektórych pokarmów, jedzenie miesiącami dwóch rzeczy naprzemiennie, odruch wymiotny na niektóre konsystencje, płaczliwość, nerwowość, zły sen, brak mowy. Regresy rozwoju po lekach, szczepieniach, chorobach. 
Między 1 a 2 rokiem życia: fiksacja światłem i ruchem wirowym - używanie zabawek tylko w ten sposób. Brak kontaktu wzrokowego. Brak zainteresowanie innymi ludźmi. Nie pokazywanie palcem. Brak reakcji na imię. Zainteresowanie sprzętami mechanicznymi. Strach przed dziećmi! Wykonywanie czynności rękami innych (moimi i na moich rękach). Zaburzenia taktylne - histeria po dotknięciu piasku. Naśladowanie dźwięków czajnika, pralki, zamiast dźwięków zwierząt i innych typowych. Brak mowy. Odwracanie głowy i krzyk na próbę wymuszenia kontaktu wzrokowego z bliska, np. na kolanach. Bieganie bez celu. Kręcenie w kółko. Zachowania agresywne i autoagresywne (np. walenie głową w ścianę). 
Płytki nieefektywny sen, ciągłe rozdrażnienie, nerwowość, płaczliwość. Kolejne regresy po chorobach, lekach, szczepieniach. Kumulacja po zapaleniu ucha z antybiotykiem, przed którym miało miejsce szczepienie. Największy regres. - XI 2011. Pierwsza diagnoza - autyzm dziecięcy./ 

D.    Objawy ograniczają lub upośledzają codzienne funkcjonowanie.

/Ograniczają, utrudniają./  

Głębokość objawów:
Głębokość objawówKomunikacja społecznaOgraniczone zainteresowania
i powtarzalne zachowania
Poziom 3 
‘Wymaga bardzo dużego wsparcia’’
Poważne deficyty werbalnych i niewerbalnych społecznych umiejętności komunikacyjnych powodujące poważne nieprawidłowości w funkcjonowaniu; bardzo ograniczone inicjowanie interakcji społecznych i reagowanie na inicjowanie kontaktu przez innych.Zaabsorbowania, fiksacja na rytuałach i/lub powtarzalnych zachowaniach znacznie zakłócają funkcjonowanie we wszystkich sferach. Występuje u osoby znaczny dystres, gdy rytuały lub rutynowe zachowania zostaną przerwane; trudno odwrócić uwagę osoby od ograniczonego zainteresowania lub wraca ona szybko z powrotem do zainteresowania.
Poziom 2 
‘Wymaga dużego wsparcia’    
Znaczne deficyty werbalnych i niewerbalnych społecznych umiejętności komunikacyjnych; nieprawidłowości społeczne widoczne są nawet z wprowadzonym wsparciem; ograniczone inicjowanie kontaktów społecznych oraz zredukowane lub nieprawidłowe reakcje na inicjowanie kontaktu przez innych.Ograniczone, powtarzalne zachowania, zainteresowania i/lub zaabsorbowania występują na tyle często, że są widoczne dla przypadkowego obserwatora i zakłócają funkcjonowanie osoby w wielu sytuacjach. Ich przerwanie skutkuje wystąpieniem u osoby dystresu lub frustracji. Trudno jest odwrócić uwagę osoby od zafiksowanego zainteresowania.
Poziom 1
‘Wymaga wsparcia’
Bez wprowadzonego wsparcia deficyty powodują zauważalne nieprawidłowości. Występują trudności z inicjowaniem interakcji społecznych oraz wyraźne przykłady nietypowych lub nieudanych reakcji na inicjowanie kontaktu przez innych. Osoba może wydawać się być mało zainteresowana interakcjami społecznymi.Rytuały lub powtarzalne zachowania powodują znaczące zakłócanie funkcjonowania w jednej lub w różnych sytuacjach. Osoba opiera się próbom przerwania zachowania przez innych lub skierowania uwagi na coś innego.

czwartek, 5 września 2013

Trzy dni przedszkola...

W skrócie:

Dzień 1
Dramat rano. Wszystko było dobrze do czasu wejścia na salę.
Weszliśmy, a tam ryk. Troje płakało, dwoje innych darło się opętańczo. To wystarczyło.
Daniel wkleił się we mnie i spanikował.
Za dużo dzieci, za duży gwar, za dużo ryku...

Dotarliśmy po 8ej, o 8:35 udało mi się wyjść.
Pani Małgosia pomogła proponując, że pomachają mamie przez okno. Podziałało.

Odebrałam go o 12:20.
Siedział w gabinecie psychologa. Miał dość na ten dzień i zaraz po obiedzie pani Danusia zabrała go do siebie.
Tam tylko spojrzał na mnie, zrobił podkówkę i stęknął: "psiśłaś po mnie?"
:( Serce mi pękło.
Ale nie rzucił  się na mnie, nie zrobił dramatu. Został przy swoim stoliku i dalej trzymał w łapcie pociąg, którym się bawił.
Nos był obsmarkany od płaczu, więc zapewnienia pań, że było ok tylko parę trudniejszych momentów... nie zadziałały na mnie uspokajająco. Płakał i to było jasne dla mnie.
Ale tego też się spodziewałam.

Dzień 2 
Już wiedział o co idzie, więc płakać zaczął jeszcze w domu. Ale bez histerii. Płakał, pytał gdzie idę, czy do pracy i dlatego on musi do przedszkola, żebym nigdzie nie szła, że on chce iść do ... szkoły :) , pytał czy po niego przyjdę itd.
W aucie też trochę postękał.
Na miejscu zaczął wymyślać: siku, psitulić, kupkę, psitulić... Poleciały łezki. Nie chciał mnie puścić.
Skończyło się na tym, że poszedł myć ręce, a ja uciekłam.
Cała akcja trwała pół godziny.

Odebrany 12:40.
Wyszedł z sali, z uśmiechem podszedł do mnie i też powiedział "psiśłaś po mnie".
Potem już było dobrze.

Dzień 3
Od rana pytał gdzie idziemy i robił podkówki na hasło, że do przedszkola.
Odseparowywanie trwało kwadrans. Popłakiwał w aucie, do przedszkola musiałam go nieść, potem były łezki w szatni, przed salą, wymyślanie, że siku, że kupka itd.
W sali przekazałam go pani Beacie prosząc by mi pomachali przez okno i poszedł do niej...
W oknie były smuteczki i łezki.

Miała go odebrać babcia, ale jak o tym wspomniałam w przedszkolu to wpadł w histerię, że mamusia i mamusia. No więc zmiana planów i mamusia...

Odebrany 12:40.
W ciągu dnia był u pani psycholog, nie wiem czy ot tak, czy z powodu nadmiaru wrażeń. Nie było czasu rozmawiać.
Następnego dnia powiedziała mi pani Ania, że Danielek był super, jak już się rozkręcił i że mianował się opiekunem wszystkich dziewczynek pomagając we wszystkim. " a plosię" " a weź" "a ja ci pomogę"...
(Ten to się umie ustawić.... )
Pani Beata orzekła, że w środę była nim zachwycona taki był fajny.

Wyszedł do mnie z sali, uśmiechnięty i potem już wszystko ok...

Dzień 4
Słaby ranek. Wiercił się w nocy, źle spał. Rano miał zatkaną dziurkę nosa.
Ciekawe czy to się rozkręci... Pewnie tak, sądząc po obecności dzisiaj w przedszkolu.

Odstawiony dopiero o 8:35.
Na miejscu zastaliśmy wyludnione obie grupy maluchów. W jednej tylko 15 dzieci (brak 10), w drugiej tylko 11 (brak 14). Obawiam się, że mi się dziecko dziś rozłoży...
Tym bardziej, że i mnie coś łamie...

Rozstaliśmy się "na machanie z okna".

Reszta wrażeń "inną razą".



środa, 26 czerwca 2013

SI i matki zaćmienie

Coś mnie przymuliło. Nie wiem o czym myślałam, ale na pewno nie o tym, co istotne.

Otóż. Albowiem. Ponieważ.
Syn idzie do przedszkola. To jasne, nie od dziś.
Idzie na 8mą i wraca o 13ej. W teorii. W praktyce idzie po śniadaniu (na początek chyba tak to zrobimy), a wraca przed obiadem. Czyli na 2-3h.
Jak zechce jeść i przestanie buczeć (wiadomo, że jak buczy pierwszą godzinę to nie zje śniadania) to przed śniadaniem pójdzie, a po obiedzie wyjdzie.

Tak więc odpada nam proponowana godzina SI - 12ta.
Nie wiem jak ja to myślałam, że to się da zrobić przed drzemką.
Toć wiadomo, że się nie da jak o 12ej mają przedszkolaki obiad!
o_O

No więc zostaje nam godzina obecna czyli 15ta.
Wracając do domu o 13ej na drzemkę za chiny ludowe nidyrydy dotrzeć na 15tą na SI.
Choćby skały srały, a mury pękały nie da się i już. :/

Tym bardziej, że młody po zajęciach adaptacyjnych odsypia...
To jest po prostu jakiś mega wysiłek dla niego, bo idzie tam na 9:30, wraca o 11ej, zjada obiad i pada...
Śpi 3, a nawet i 4 godziny!
Zawsze w środy (dzień naszej adaptacji w chwili obecnej) śpi tak długo.

Podobnie ma w czwartki po WWR.
Trauma? :)

Jest więc więcej niż pewne, że od IX nie damy rady na tę 15tą dotrzeć na SI w Goar.
Musimy szukać gdzie indziej.
Dalej. :(
Odpłatnie. :(

Pan dr raczył był stwierdzić, że jak chcemy mieć SI u nich, to MUSIMY się do nich dostosować, czyli zrobić wszystko by młodego tak przestawić, by dopasował się do wyznaczonych godzin.
Bosko.
Facet prowadzi gros dzieci autystycznych i takie rzeczyt opowiada. Ręce opadają. 


***

Rozważam też hipoterapię.
Mamy takie coś w Gliwicach, w Czechowicach dokładnie.
Przynajmniej tak twierdzą, że prowadzą.
Muszę popytać.
Może to jest jakaś alternatywa??

Chodził ktoś z Was z dzieckiem?
W jakim wieku?
Jakie są Wasze opinie i spostrzeżenia?

***

Poza tym jesteśmy po chorobie.
Rozwijało się długo. Rozwinęło się w ból gardła (tzn. młody tak meldował) - pani dr raczyła spojrzeć i ocenić, że wirusowe.
Nie zajrzała do ucha, a ja nie pomyślałam, by ją pogonić.
Efekt - tydzień później gorączka 40st. o 6ej rano!
Zbijałam do 15ej, w końcu udało się zejść do 38,6 - sukces! po 5 dawkach leku p/gorączkowego.
Dotarłam do poradni D. Zbadano i orzeczono, że ucho.
Zapewne od gardła.
Nie wiadomo czy lęgło się parę dni, czy przez cały tydzień.

Niejedzenie. Mędzenie. Antybiotyk.
Na szczęście działa. Efekt już po 2giej dawce.
Od wczoraj dziecko ożywa.
Nawet - pierwszy raz w życiu - upomniało się o jedzenie.
Siedziało w wannie po spacerze i dało cynk słowami: "mama daj mi cioś do jedzienia".
Zawał. :D

Prędzej bym się spodziewała trzęsienia ziemi, kokluszu i najazdu atamańskiego pułku kozackiego. :D

Tyle u nas na dziś.
Pozdrawiam

poniedziałek, 17 czerwca 2013

I znowu do przodu

Ciekawostka.
Jak wrzucę cięższy temat, to zaraz mam 500 czytelników.
Ludzie łakną czyichś problemów, jak misie miodu. :)

***

Mniejsza o większość. ;)

Co u nas?
Ano zmiany, panie, zmiany.

Po 1 regresik się cofa.
Dziecko wraca do spania w nocy.
Odsypia mocno, bo sika w pieluchę. Tzn. przez sen sika.
A już wołał.
No ale jak wołał, to kiepsko spał.
To niech śpi i sika. Jak mam wybierać. :)

Po 2 nagle - z dnia na dzień - przestał się jąkać. Ot tak.
I buuuum.
Mowa taka, że odpadam po prostu.

Hasła typu:
"nagle źlobiłem się jakiś śmutny, jak to mozie być?"
albo
"musimy jechać do domu, do łuśka, źmęciłem się baldzio"
/Szkoda, że siedział wtedy w foteliku, a ja drałowałam na rowerze z balastem pod postacią jego osoby. No ale... on się zmęczył, cholerka. :D /
albo
"dziadek Ty wsiśtko jeś ź piwem" - HIT sezonu! :D

Pojawiły się nagle 10ciowyrazowe zdania, bez jednego zająknięcia. Jakby ktoś dziecko podmienił.
Już trzy takie razy  mieliśmy z jąkaniem. Po każdej był bum. Jakoś specyficznie ten jego mózg pracuje. Żeby nastąpiła poprawa musi przedtem nastąpić cofka.
Zawsze.

***

I po 3cie.
Trzecia próba, trzeci test - jak to jest poza domem.

Wyjechaliśmy na 40h poza miasto.
Ciężko było.
Sobotni ranek ok. W południe wysiedliśmy u celu, tuż po tym, jak młody zasnął. Udało się kimnąć całe 5-10 min i nastąpiła pobudka, przy próbie wyjęcia z fotelika i ułożenia jakoś sensowniej. Nowe miejsce, atrakcje, więc oczy otworzyły się szeroko i brykanie... Gdy już się wydziczył, zaczęło się stękanie, trochę wracał na ręce, trochę szedł, trochę marudził, że mu smutno, że chce się tulić i tak w kratkę. Nie chciał jeść. Wieczorem się rozbawił. Od 18ej do 21ej cudowne dziecko.
Postanowiliśmy przenocować na miejscu. 
Przy zasypianiu spytał czy możemy jechać do domku...
Wyjaśniłam, że jutro, że teraz sobie tu odpoczniemy itd. itp. Nie zdążył przemyśleć, bo zasnął.

Spał (prawdopodobnie pomógł mu Alertec, który podałam na noc, bo młody był trochę pogryziony przez komary i drapał się) bite 9h, bez przerwy. o_O
Ocknął się koło 6ej i zażądał mleka.
/Przezorny zawsze ubezpieczony, bo młody na wycieczkach raczej nie je, więc mleko mam zawsze ze sobą./ Dostał i... zasnął znowu. :)
Obudził się o 7:45.
Szok!

Koło południa dał o sobie znać poprzedni dzień, więc połowę spaceru młody przewył. W międzyczasie jęczał, że chce już do domku...
Jaskinia go trochę zresetowała, bo szukał nietoperza, więc zapomniał, że ma marudzić. A po wyjściu było już lepiej. Jedzenia odmówił, ryba nie, placek ziemniaczany nie. W końcu wyczaił u kogoś frytki na talerzu i zawołał, że chce. No to pognałam zamówić i zjadł. Koniecznie "z keciupem".
Po tym humor się całkiem poprawił. /Wiadomo, Polak głodny to zły./
Nawet zechciał coś wypić (pewnie zasługa soli he he he), zażądał Tymbarka i wydoił pół flaszki niedozwolonego napoju jabłkowo rabarbarowego. 
/Jak dziecko odmawia jedzenia i picia w ogóle, przez ponad dobę, to się człowiek chwyta masakrycznych pomysłów!
Notabene... Że też nie da się tego zrobić bez syropu glukozowo-fruktozowego - zlitujcie się producenci!/
Wróciliśmy na parking bez cyrków, w drodze zasnął bez płaczu.
Niestety spał za krótko, więc po godzinie i 15 min. obudził się z alarmem na ustach.
Siłą rzeczy nie reagowałam (na DTŚ) i przeszedł w fazę smutnej buzi z postękiwaniem.
Tak dotarliśmy do domu.

Generalnie wypad uważam za udany. Nie było tragedii.
Ja się zresetowałam. Zwiedziłam piękne miejsca w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Znalazłam parę pięknych kwater, może na kiedyś...
Młody przetrwał kolejny wypad i noc w obcym miejscu. Więc jeden krok w przód.
Dla nas to forma terapii, mocno zalecana przez neurologopedę, neurologa i psychologa z Goaru.
Niestety takiej formy terapii Silentio nam nie refunduje, udaje się więc niezwykle rzadko.
Raptem trzy razy do tej pory, od diagnozy.
Ale lepszy rydz niż nic. :)

Jest postęp. :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Nasze WWR i problem przedszkolny

Tak na szybko, bo dopiero zasiadłam, od rana biegam.

No więc mamy WWR, hip hip hura. :)
W szkole specjalnej w Gliwicach.
Po miłej i konkretnej rozmowie z panią dyrektor Dorotą Tarczyńską i załatwieniu formalności w UM z jej strony, miałam dziś kolejną miłą rozmowę, z panią Asią. Pani Asia jest olinofrenopedagogiem, ma I stopień specjalizacji z SI i jest przesympatyczna. :)

Stoję sobie na korytarzu i czekam... aż tu  nagle idzie sobie z przeciwka sympatyczna, młoda kobieta. Na trasie staje jej uczeń, niepełnosprawny, mniej więcej 10 letni chłopak i krzycząc: "pani Asiu, to jest moja siostra" pokazuje na idącą z nim dziewczynę, jednocześnie wyciągając rękę do pani Asi.
Pani Asia wyciąga swoją rękę i przybija z uczniem "piątkę". :D
Padłam. :)

Pani weszła do gabinetu, po czym wyszła mówiąc: "to chyba pani na mnie czeka, to zapraszam".
Już wtedy ją lubiłam, ale po 40min rozmowy zapałałam do niej prawdziwą miłością. :D
Nie da się jej nie lubić, po prostu.
Daniel też będzie ją uwielbiał. Już to wiem.

Tak oto zaczynamy przygodę z WWR w szkole. Będziemy mieli tam zajęcia na sali SI, na sali doświadczania świata oraz zajęcia z panią Asią jako olinofreno na sali powiedzmy - klasowej.
Powiedzmy, bo to mała salka, gdzie pani Asia realizuje lekcje z uczniami niepełnosprawnymi umysłowo w stopniu umiarkowanym w grupach 4-5osobowych. Jest więc kameralnie i dużo różnych pomocy, takich pasujących do wieku Daniela się tam znajduje. /Zakładam, że dobranych do stopnia niepełnosprawności uczniów, bo przedszkola tam niema, ale nadadzą się świetnie./

Spotkania raz w tygodniu, po godzinie niestety, ale tak działa WWR, popołudniami.
Tyle wieści z ostatniej chwili.

***

A z przedszkolem dalej walczę.
Mam opinię psychologa i neurologopedy, by mała grupa, by szukać raczej przedszkole zwykłe, dobrze gdyby prywatne, z dużą liczbą różnorodnych zajęć itd.
No i szukam.
Młody ma ten problem, że w dużej grupie 25osobowej, w zwykłym przedszkolu może się wycofać.
W grupie integracyjnej będzie takim dzieckiem "środka". Ani do specjalnej opieki, ani zdrowy.
Może to nie być dla niego za dobre.
Oczywiście papiery w miejskim integracyjnym są i tam zostaną, ale próbujemy dostać się gdzieś indziej, prywatnie.
O ile uda nam się pogodzić obawy dyrektorów tych placówek z tym co mówi nasze orzeczenie o kształceniu specjalnym.
Przy okazji próbuję też je skorygować, bo jest dla nas mało korzystne, z racji tego, że wszystko co tam mamy do zrealizowania już robimy, gdzieś indziej.

Na razie jednak rozbijamy łeb w Urzędzie Miasta, który  nie wie czy na spektrum jest subwencja jak na autyzm. :D
Przysięgam z ręką na sercu. Nie wiedzą. :) Mają dwie pule, autystyczną i nie, i nie wiedzą, która idzie na nas. Jutro będzie to rozstrzygał radca prawny.
Paść można ze śmiechu... ale fakt jest jaki jest i nie przeskoczę tego. Czekam na opinię prawnika, któremu do znajomości spektrum dalej, niż mnie do Miss Świata i mam nadzieję, że nie przekombinuje, bo będę musiała ja wydać na innego, a potem się odwołać od decyzji.

Kciuki więc nadal mile widziane. :*

Aha, jak macie jakieś materiały, które by nam mogły pomóc w decyzji radcy, to bardzo proszę na maila.
Pozdrawiam poniedziałkowo!

poniedziałek, 11 marca 2013

Takie tam rozkminki bieżące

Deszcz. Zima. Cztery stopnie na plusie i pada. Wiatr. Wredny ranek.
A tu trzeba na SI.
Plan był  ambitny, w baku echo, więc pieszo... Ale aura nie pozwoliła.

Takie dni jak ten skutecznie wybijają mi z głowy pomysł udania się ze zgłoszeniem do przedszkola na Sienkiewicza. :( Oj, skutecznie.
A jeszcze dotarło do mnie, że na naszej trasie przebiegać będzie DTŚka. W sumie to nawet nie wiadomo czy na trasie, czy raczej na trasie, która byłaby krótsza, gdyby w ogóle była. Jest jednak szansa, że gdy powstanie DTŚ to jej zwyczajnie nie będzie. A wtedy ilość km niebezpiecznie się wydłuża, a dojazd robi się coraz trudniejszy...

Inna rzecz, że nasze SI sprawia młodemu wyraźną przyjemność, a Ciocia Agnieszka została już zaakceptowana do końca i bezsprzecznie, do tego stopnia, że dziś z zajęć wyszli "na barana", tzn. Ciocia patatajowała, a młody siedział jej na plecach, po czym obwieścił, że nie schodzi w moje ręce. :D
Chwilę potem Ciocia dostała niedźwiedzi uścisk.
No no no...
Aż mi przykro, że w maju ta impreza się skończy. :(

Załatwiam SI gdzie indziej. Tzn. będę załatwiać, gdy pani dyrektor onego miejsca zechce mieć chwilę czasu wtedy, gdy ja go mam, bo na razie się rozmijamy.

***

W Zdążyć z Pomocą schody.
Mają inne dziecko o takich samych danych. Dwuimienne co prawda, ale orzekli, że ludzie zapominają o drugim imieniu, więc dodanie Danielowi drugiej pozycji nie rozwiązuje sprawy.
Zapytałam co z numerem, a pani odrzekła, że ludzie się mylą i musi być opcja dojścia po innych danych do tego, o jakie dziecko chodzi.
Chwała im za to, że próbują w ogóle dojść, ale... nie pasuje mi to nijak.
Młody tam będzie funkcjonował jako:
Daniel Sobczyk Gliwice

:/
Już chciałam spytać co wtedy, gdy ktoś przekazując np. 1% podatku zapomni o tym hasełku trzecim, ale... i tak nie widzę innego wyjścia, więc jest dupiato.

Teraz kolejne dwa, trzy tygodnie z nadawaniem numeru.
Potem napiszę jakie mamy dane do 1% podatku w Zdążyć. Może ktoś jeszcze wyrobi się ze swoim PIT i nowymi danymi. :)
Jak my wyrobimy się z nowym apelem - ulotką.


***
Oj, dzieje się. Za dużo jak dla mnie.
Od jutra akcja - przedszkole.
Aż mi się nie chce oddychać na samą myśl.

No ale jakie mamy wyjście, próbujemy.



poniedziałek, 25 lutego 2013

Dary, dary... nie losu :)

Bardzo serdecznie dziękujemy dwóm tajemniczym osobom, które dokonały wpłat na nasze fundacyjne konto.

W obecnej sytuacji te pieniądze to dla nas jak woda. Bardzo potrzebne.
A konto już mieliśmy czyściutkie.

Tym bardziej, że nasza fundacja większość rzeczy potrzebnych małemu nie refunduje, musimy się więc nieźle nagimnastykować i tak przemyśleć każdy zakup, by na wszystko starczyło, zakładając, że wpłat nie będzie, ale i przewidując, że jakieś wpadną.

Dziękujemy bardzo bardzo! :*
Te pieniążki zapewnią Daniowi suplementy  na cały miesiąc. 

***

A wszystkich chętnych zapraszamy na naszą zakładkę "jak pomóc Daniowi", lub na naszą stronę w fundacji:

klik

Pozdrawiamy!


piątek, 8 lutego 2013

Konsultacja u rehabilitanta

Na początek dziękujemy Cioci Agnieszce Pszonak za prezent w postaci taśmy rehabilitacyjnej TheraBand. Zdziwiliśmy się, powiem szczerze. :)
Buziaczek Ciocia! :*
Cały dzień wczoraj z nią szaleliśmy. Młodemu najbardziej podoba się naciąganie jej na ile starczy metrażu w pokoju i puszczanie w moim kierunku. Na szczęście nie strzela jak gumka recepturka, więc jeszcze żyję i mam oczy. :D

Poza tym kolejne dzięki dla Cioci Magdy Majewskiej (i wujka Tomka) za zapewnienie Daniowi lutowych zajęć w Yamasze. :*
Aż żal, że jest ich tylko dwa, bo w woj. śląskim wypadają akurat ferie. Ale na to wpływu nie mamy, niestety.
Buziaki Dla Was! :*

***

A poza tym:

Buchnęła nam mowa.
Wczorajsze zdanie Daniela do ojca: "tata nie jóp, głowa naś będzie bolała".

Pięknie rozróżnia już: małe - duże, chude - grube, ciemno - jasno.
Odmienia zdania. Mówię do niego: "musisz uważać, bo tu jest ślisko i upadniesz, głowę rozwalisz", a on mi odpowiada: "śliśko jeśt, upadnę, roźwalę gowę".
Jeszcze nie tak dawno mówił o sobie tak jak ja mówiłam o nim, czyli "upadnieś..." 

Nieźle też już cwaniaczy, o czym piszę na "Jajku mądrzejszym od Kury".
Wczorajsze hasło do rehabilitantki "nie mam siły" zbiło mnie z nóg. :D

***

Co do rehabilitacji.
Wizyty co miesiąc albo raz na trzy tygodnie, jak tam nam wypadnie. Poza tym ćwiczymy w domu.
Na razie mamy piłkę z uchwytem oraz taśmę rehabilitacyjną.
Coś tam jeszcze dumamy.

A w temacie napięcia...
Raczej - na 99% - nie mamy obniżonego napięcia mięśniowego.
Była taka koncepcja, ale... pani rehabilitant swierdziła, że gdyby Daniel miał obniżone napięcie mięśniowego to nie od teraz, a zawsze, a wtedy nie czworakowałby! Zabiłby się w takiej pozycji, albo chodził na nosie. A on przecież nie raczkował, tylko od razu biegał na stopach i rękach.
I to parę ładnych miesięcy.

Dlaczego wtedy rozwalał głowę?
Pewnie dlatego, że nogi są szybsze, a ta pozycja nie jest szczególna do biegu. Ręce nigdy nie nadążą za nogami, bo nie taka jest ich funkcja u naszego gatunku.

Dlaczego dziś rozwala?
Tu są opcje dwie.
1. Przetrwałe odruchy.
2. Problemy SI.

Osobiście obie (ja i pani rehabilitant) skłaniamy się ku tej drugiej opcji.
Wcześniej jakoś o tym nie myślałam, ale...
- młody ma bardzo silne i sprawne nogi;
- dużo skacze, ciągle chodzi i biega, krzesła gryzą go w dupę;
- w 8mcu wspinał się na kanapy;
- od 10go włazi na parapety, oparcia kanap;
- od 12go sprawnie chodzi;
- w okolicy 1,5 roku życia nabył nadwrażliwość dotykową...
I tu chyba jest problem. Ręce poszły w odstawkę. Piasek - nie, mokre - nie, jedzenie do ręki - nie, zabawy i ćwiczenia na rękach - nie. Jak się opierał o coś rękoma, to kazał je czyścić.
Nie dziwne więc w tym kontekście, że nie ćwiczył tych rąk.

One nie są jakoś w tyle, po prostu są sporo za nogami. A te znowu nad wiek.
Pani rehabilitant parę zadań młodemu dała i mocno zaskoczona była, tym co potrafi, jak skacze, jak przeskakuje, jak reaguje na zmianę pozycji, jak opada, jak przygotowuje ciało do skoku w różnych konfiguracjach itd.
Powiedziała do mnie, że dzieci 3letnie tak nie skaczą. A on przecież nie ma nawet 3 lat jeszcze.

Może być więc tak, że on po prostu wszystko robi za szybko, za szybko zeskakuje, wchodzi gdzieś, za szybko biega. Siłą rzeczy upada mocno i ręce nie nadążają.
Przy próbach przewrotu i opadania na ręce wszystko wyszło dobrze. Wyciąga je, prostuje, amortyzuje rękoma. Gdy leży brzuchem na wałku i ten wałek jest przesuwany do przodu, potrafi wyciągnąć ręce, wie jak podtrzymać ciało, mało tego, nawet zrobi rękoma hops do przodu, jeśli się ten wałek nagle raz jeszcze do przodu przesunie i ręce zaczynają wędrować pod ciało. Bez problemu i sprawnie je wyciąga, przestawiając szybko w przód, dla amortyzacji.

Tak więc odruch prawidłowy jest.
Nasze zadanie - popracować nad rękoma, żeby były bliżej nóg, jeśli chodzi o sprawność. Wtedy może będzie mniej tych wypadków.

Na odruchach przetrwałych się nie znam.
1 marca mamy jeszcze jedną wizytę i pod tym kątem wtedy popatrzymy. Jak coś się urodzi w temacie, to napiszę.

***

Cholera, czemu Capoeira  nie jest dla trzylatków. Byłaby jak znalazł teraz. :)


wtorek, 29 stycznia 2013

Rehabilitacja

Co wiemy?

Otóż wiemy, że mamy fantastyczną panią psycholog w Goarze. Panią Elę Bogacz, znaczy.
W tym miejscu od razu dziękuję za chęci i ofertę pomocy, oraz zestawy ćwiczeń, linki, itp.
:* Buziak wielki. 

Wiemy też, że rzeczy trudne załatwiamy w godzinę, a cuda w dobę.
Mamy rehabilitanta. Zaczynamy 07 lutego.
Niemal pewne jest, że Daniel się obcej osobie dotknąć, ugniatać i masować nie da, liczę więc na to, że pan czy pani, która nas przyjmie będzie łaskawa współpracować i pomóc, bo na siłę nie pozwolę dziecka rehabilitować i nic mnie nie obchodzą teorie pt. "przejdzie mu" czy "przyzwyczai się" albo że "musisz przeczekać".
Dobrze by było dostać wytyczne do domu. Nam jest łatwiej, bo mamy czas, możemy czekać na dobry moment, dobry humor i zrobić z tego zabawę.

Wiemy też, że potrzebujemy pomocy rehabilitacyjnych i tu zaczynają się schody.
Schody zaczęły się wczoraj, razem z rozeznaniem cen owych pomocy. Wieczorem. Tuż po tym jak zepsuł nam się piec do ciepłej wody. Nie ma. Null. Zimna leci. Piec trup.
Czekamy na dalsze awarie (już pomijam, że gdzieś woda cieknie z kibla bo to już jest mały miki) bo u nas to zawsze jest kombo.

Nie wiemy jak to wszytko wprowadzić w czyn i gdzie sprzęty kupić. Na chwilę obecną nie wiemy też za co, ale to już inna bajka i liczymy, że ten drobny fakt się zmieni w niedługim czasie.
A więc... sklepy medyczne mają ceny z kosmosu. Piłki zahaczają w okolice stu złotych za sztukę. Na takim allegro można te same dostać po kilkadziesiąt zł taniej. Nie wiemy jednak co kupimy (czy na pewno to) i dochodzi wysyłka...
I tu nasz apel.
Jak ktoś wie kto sprzedaje w dobrych cenach (na fakturę) piłki rehabilitacyjne takich firm jak Qmed albo Thera Band, albo też ARMedical, to proszę o cynk, namiar, telefon.
Interesuje nas 55cm i mniejsze.

Jeśli ktoś wie jakie firmy (nie chcemy marki kogucik, chcemy móc produkt reklamować jakby co) robią piłki lekarskie i gdzie je można tanio dostać, to też proszę o cynk. Ja znalazłam tylko Evolution - bardzo dobra, ale nie tania, oraz Meteor - cena z innego świata (3kg - 85zł nie licząc wysyłki).
Piłka ma być do pchania, turlania, przepychania z kimś, ale i podnoszenia w górę, więc na dobrą sprawę potrzebujemy takiej 2kg oraz ciężkiej 4 - 5kg.
Niestety takich wydatków ponieść nie możemy, więc coś będzie trzeba wybrać. Pewnie stanie na cięższej, bo coś niedużego do podnoszenia łatwiej znaleźć w domu niż coś gładkiego, okrągłego i ciężkiego.

Tych dwóch (trzech) rzeczy potrzebujemy na już.

Kolejna rzecz to taśma rehabilitacyjna, ale póki co poradzimy sobie za pomocą ręcznika. Taki zamiennik. Słaby, ale póki co lepszego nie ma. Chociaż taśma to najtańsza akurat jest. Ale w moim sklepie medycznym nie ma.
A piłki stacjonarnie mają ceny z kosmosu. o_O

Padło jeszcze hasło na temat piłki rehabilitacyjnej typu orzeszek, ale poza kładzeniem na to smyka i turlaniem, nie bardzo wiem do czego mogłaby się nadać.
No wiadomo, do skakania jest genialna. (Skakałam na szkole rodzenia - miodzio!) Ale poza tym?
Jest droga, więc zostawiamy ją na koniec.

Jeśli macie inne pomysły na rehabilitacyjne sprzęty przydatne w domu, napiszcie. Poczytamy, pomyślimy. Wpiszemy na listę.

A może ma ktoś z Was niepotrzebne te rzeczy w domu i może nas poratować? Będziemy wdzięczni... jak nie wiem co. :)

Od razu odpowiadam na sugestie, które już się pojawiły w moich mailach:
Tak, wiem że pomoce rehabilitacyjne mogę zrefundować w fundacji.
Niestety do tego na koncie fundacji trzeba mieć środki. A póki co nie mamy ich tam.
Pozdrawiam :)

Cmok!

***

Edit.
Dziękuję za podpowiedź o pilates.
Nie ćwiczę i nigdy  nie ćwiczyłam i jakoś na to nie wpadłam.
W Decathlon taka piłka do pilates o średnicy 55cm to koszt 35zł, a więc połowa allegrowej i jedna trzecia ceny sklepu medycznego.
Dzięki bardzo!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Obniżone napięcie mięśniowe

Nie, nie mamy potwierdzenia ani diagnozy. Ale mamy podejrzenia.

Młody często ulega wypadkom. Wypadki związane są z brakiem umiejętności przewidzenia konsekwencji, brakiem strachu oraz tym, że jest bardzo nieuważny.
Ledwie dwa tygodnie temu rozwalił łuk brwiowy, a dziś znowu przywalił. Na SI. Zsuwając się z huśtawki wyrżnął głową (znowu łuk brwiowy!) w podłoże. Co prawda był tam materac, ale siniec jest piękny i opuchlizna zawodowa. Wina? Podwinięta ręka.

Z powodu podwijających się rąk młody ma już na koncie dziesiątki wypadków. Cięcie przez powiekę. Cięcie nad łukiem brwiowym. Kilkanaście sińców na łuku brwiowym. Rozcięta warga. Wbite w dolną wargę zęby. Itd. itp.
Kiedyś mówiłam (u pediatry, neurologa), że jak opada gwałtownie na ręce to mu się one uginają. Nikt nie słuchał.
Dziś zwróciła mi na to uwagę Ciocia Aga na SI. Wcześniej o tym nie rozmawiałyśmy, jakoś przestałam o tym mówić, z powodu braku reakcji.
Opisała wypadek i powiedziałam jej, że zawsze to tak wygląda. Padło hasło - obniżone napięcie mięśniowe. Nie, nie dała diagnozy. Dała sugestię. A teraz trzeba jakoś wykoncypować czy ma rację i co z tym dalej.

No i się zastanawiam.
Ale żaden neurolog nic o tym nie mówił nigdy. A moje uwagi ignorowano.

Nie wiem czy mamy ten problem, ale faktem jest, że Daniel:
- podwija ręce, gdy upada; gną mu się w ramieniu i łokciu;
- upadając niemalże nigdy nie hamuje na rękach, a wali głową w podłoże;
- gdy czworakował (Daniel nie raczkował) też często tak upadał twarzą w podłoże, w wyniku podwijania rąk;
- nie lubi pozycji na wprost na brzuchu;
- nie chce robić "taczki", a jak go namówię to robi dwa kroki i opada na podłoże przodem ciała;
- nie lubi ćwiczeń, w których nie trzyma nóg na ziemi, np. leżenia na piłce, kiwania na piłce, siedzenia nawet;
- podnoszony za nogi do góry natychmiast odrywa ręce od podłoża, nie próbuje stać na rękach ani na nich "chodzić";
- jako niemowlę nienawidził leżenia na brzuchu;
- na brzuchu szybko się męczył i marudził; 
- nie chce robić żadnych ćwiczeń wymagających wyciągania prostych rąk;
- nigdy nie miał fazy przewrotów z brzucha na plecy; udało mu się parę razy i zawsze był  wtedy ryk, bo nie kontrolował ruchu i walił głową w podłoże;
- gdy fika w wannie też nie ląduje na rękach, tylko od razu jest bach i topienie; nawet gdy przewraca się z siadu; 
- konsekwentnie odmawia zawieszenie się rękoma na brzegu basenu (w pozycji poziomej jak do strzałki) albo trzymania przed sobą pływającej deski;
- nie podrzuca piłki ani innych przedmiotów w górę; zawsze rzuca w dół albo przed siebie; 
- na zajęciach nie wykonuje żadnych zadań wymagających trzymania rąk nad głową;
- sypia na brzuchu zawsze z podkulonymi rękami; nigdy nie wyciąga wtedy rąk w górę, zawsze są przytulone przedramionami do tułowia albo wciśnięte między tułów a materac;
- poza tym wydaje się być silny, bez problemu nosi 2L butelki, przesuwa np. 5L baniak wody; 

To mam rację, czy nie mam? Jak myślicie?

Wszystkich którzy cokolwiek wiedzą o tym zjawisku, bardzo proszę o opinie. 


czwartek, 17 stycznia 2013

I jeszcze raz...

Dziękujemy za pomoc w zorganizowaniu Daniowi suplementacji i preparatów bezmlecznych na ten miesiąc. Dziękujemy za to dwóm kochanym ciotkom: Małgorzacie Czapli i Lucynie Stoińskiej.

Gorące buziaki i wielkie dzięki!


Dołączamy też podziękowania wujkowi Mateuszowi, za zimowe buciki . Pechowo dziecko raczyło w styczniu zmienić rozmiar stopy.

Dziękuję też pani Ewie Łuków za ofertę pomocy (m.in. w sprawie rozpowszechnienia informacji o nas) oraz propozycję zakupu książki, która mnie zachwyciła.
Aaaa i za ofertę pomocy w wydruku ulotek, których jeszcze nie mam, bo nie posiadam funduszy na ich zrobienie w jakiejś tam firmie profesjonalnej od tego.
Nie znam pani Ewy. Wiem tylko, że ma dwójkę dzieci, jest z mojego miasta i posiada twarz nadającą się na bilbordy w całym świecie. :)
Fantastyczne, że spotykam takich ludzi w sieci!

I jeszcze koledze zza granicy (czyli z Zagłębia :D) też dziękuję.
Michał Gwiazda - za ulotki! Jesteś wielki. :)

czwartek, 3 stycznia 2013

1% podatku

Witajcie!

Jako, że zaczyna się nowy rok i można powoli zacząć rozliczać rok 2012ty, zaczynamy apelowanie o 1% podatku dla Dania, na jego terapie, pomoce terapeutyczne i dalsze suplementacje, oraz planowaną na ten rok re-diagnozę, którą musimy i zamierzamy zrobić, o ile tylko fundusze nam pozwolą.
Niestety z racji lokalizacji odpowiednich ośrodków zostaje nam jedna opcja - Prodeste w Opolu, a to kosztuje.


Poprzednia diagnoza jest bardzo ogólna, a postępy malucha wskazują na spore oddalenie od autyzmu dziecięcego, przynajmniej na ten moment, trzeba więc sprawdzić na ile zostajemy w Całościowych Zaburzeniach Rozwoju, a na ile weszliśmy w "autyzm atypowy" bądź też w "Zespół Aspergera".
Do przedszkola będzie nam potrzebny konkret i rozpisanie deficytów punkt po punkcie.



Terapia jest oczywista, do tego paru specjalistów, m.in. psycholog, neurolog, psychiatra, zajęcia integracji sensorycznej, zajęcia uspołeczniające, pomoce terapeutyczne.
Suplementacja przynosi spore efekty, więc i z tego nie możemy zrezygnować, zwłaszcza przy wybiórczym łaknieniu dziecka.


Dane do PIT dostępne są w zakładce po prawej, na stronie główniej bloga.

Z góry dziękujemy wszystkim, którzy zechcą przekazać dalej nasz apel, wszystkim którzy zdecydują się przekazać nam swój 1%, wszystkim którzy namówią do tego bliskich i znajomych!
Dziękujemy za każdą złotówkę! :*

środa, 2 stycznia 2013

Noworocznie

Witamy noworocznie i życzymy Wam wszystkiego najlepszego w tym pięknym, Nowym Roku 2013ym!

Nasz zaczyna się dość dramatycznie, zwłaszcza finansowo.
Póki co mamy co jeść, więc nie narzekamy. Na to przyjdzie jeszcze czas.

Z innych spraw:

Minął nam dwutygodniowy regres, okraszony idącymi (znowu) piątkami, katarem i kaszlem. Tzn. katar minął świeżo co, kaszel trwa, ale reszta poszła w niepamięć.
Daniel znowu śpi w nocy. Przestał się zrywać, krzyczeć, płakać.
Przestał pić mleko po 7 razy na noc.
Zasypia co prawda dobrze po 21ej, a wstaje w okolicy 6-7ej, ale nie jest źle.

Inna sprawa - mega zaskoczenie. Dziecko je mięso. Co prawda tylko w postaci mielonego (robię z serem greckim ostatnio i taki mu pasuje, bo nie jest suchy), wędliny zdjętej z kanapki i kiełbaski wiedeńskiej, ale je. Sukces. Do tej pory parówka albo nic.

Z ciekawostek - młody wszedł w fazę świadomości JA - JESTEM.
Gdy mówię do niego "małpko" odpowiada mi: "NIE JEŚTEM MAŁPKA, JEŚTEM DANIELEK". Cudowne to jest. :) I cholernie mnie cieszy, bo poza tym mówi o sobie w trzeciej osobie, co mnie nadal martwi. Wiem, że to jeszcze ten wiek, ale... obawa jest i mnie nie opuszcza.

Przestał kręcić ręką w miejscu.
Kompensuje to sobie np. chodzeniem na palcach (od paru dni) i chodzeniem w koło, ale póki co nie zwracam uwagi, bo nie jest to jakieś nagminne.

Wróciły mu pady na ziemię z hasłem: "DANIELEK ZROBIŁ BAM, MAMA PODNIESIE". Nie wiem z czym to wiązać, ale próbuję zachować spokój, choć proste to nie jest. Zwłaszcza, gdy robi to bam na leżąco, w łóżku, zsuwając się z poduszki, w nocy... Albo na środku ulicy, bo jest foch, gdy jakaś pani przycisnęła zielone światło.
Wdech, wydech...
Póki co dajemy radę.

Z innych ważnych rzeczy, mamy tylko doniesienie - Daniel (z nadwrażliwością słuchową!) nie bał się sylwestrowych strzałów. :) Wręcz przeciwnie. Był zafascynowany i świetnie się bawił. :)
Znosi też mikser, blender i robota kuchennego. Tego ostatniego już niedługo, bo pada... Tzn. przecieka. A taki był przydatny do robienia mleka, bez mleka. :( (Notabene - jedyna rzecz, jaką w życiu wygrałam. Kiedyś, na portalu wizaż.pl gdy jeszcze Daniela na świecie nie było.)
Nadal jest problem z odkurzaczem.... ale parę dni temu powiedziałam co będzie, a on usiadł w drugim pokoju na krzesełku, zatkał uszy i czekał, a jak skończyłam to spytał tylko: "MAMA JUŚ ŚKOŃCIŁAŚ?"

Jak widać mamy fazę pytań. Też się cholernie cieszę, bo długo nie było żadnych. Teraz pyta, czy skończyłam hałasować, albo "MAMA GDZIE JEŚTEŚ", gdy mu z oka zniknę. Więc coś się tu dzieje dobrego w temacie...

W ogóle nie jest źle.
A będzie jeszcze lepiej.
I ja to wiem.
Jak tylko nie będzie gorzej... :)

Do Siego!