środa, 1 sierpnia 2018

Orzecznictwo w Pl - rzeczywistość jest smutna

Jak to jest, moi drodzy, że w tym kraju ani dziecko niepełnosprawne, ani matka tego dziecka, ani jego ojciec i rodzeństwo, nie mają prawa do odpoczynku?

Dlaczego rodzic dziecka niepełnosprawnego dostaje do ręki orzeczenie, z terminem 31 lipca albo 30 czerwca?
Wiadomo przecież, że to dziecko latem wymaga opieki. Że nie ma przedszkola, szkoły, że często nie ma opcji zapisania go na kolonie, obóz i inne takie.
Potrzebuje więc ciągłej opieki rodzica, która bierze w tym celu urlop.

Orzeczenie do  30 czerwca oznacza, że komisja będzie w lipcu. Kiedy? Nie wiadomo. Może dowiemy się w czerwcu, a może nie. Najczęściej nie. Przykładowo rok temu 12 lipca dowiedziałam się o komisji -  27 lipca.
Musiałam przełożyć plany, bo tak odległego terminu nie spodziewałam się składając dokumenty już na początku czerwca. Ale... termin był jeden. No bo urlopy.

Urlop oznacza zwykle, że ludzie gdzieś wyjeżdżają.
Wiedzą to oczywiście zasiadający w komisjach lekarze, bo oni też wyjeżdżają, przez co terminów komisji w wakacje jest mniej.
W przypadku mojego miasta - jedna komisja zamiast dwóch.

W tym roku komisja w sierpniu, bo orzeczenie syn dostał na 13 miesięcy.
Dlaczego akurat tyle? Nie  mam pojęcia. Zapytać nie ma kogo, bo podczas komisji panie nic nie mówią. Na decyzję się czeka grzecznie, w domu, nawet dwa tygodnie.
Tego też nie rozumiem, bo po wyjściu pacjenta komisja ustala ile tego orzeczenia daje.
Więc w praktyce, pacjent mógłby mieć wiadomość po 5 minutach, a decyzję następnego dnia.
Ale nie... to byłoby za proste.
Trzeba czekać dwa tygodnie. I nie czeka tylko sam delikwent. Czeka MOPS, jeśli np. matka jest na świadczeniu, albo pracodawca, gdy któryś rodzic przebywa na wychowawczym.
Status pracownika przez ten czas jest bliżej nie określony - przepisy nie przewidują takiego faktu.
Ale co to kogo obchodzi?

A urlop, wyjazd? Zapomnij rodzicu. Niebieskie migdały Ci się marzą.
Do roboty się weź, rehabilituj, ucz, ćwicz, woź na zajęcia, czytaj po nocach, bo sam dla swojego dziecka jesteś najlepszym lekarzem, terapeutą, rehabilitantem, logopedą i psychologiem.

Dziś mamy 01 sierpnia. Komisja ma być w sierpniu, a ja nadal nie mam pisma z terminem. Mało tego - termin nie został jeszcze ustalony. Dzwoniłam, pytałam. Nie wiedzą, bo... okres urlopowy, wie pani.

No wiem. Odpoczywają.
A ja?
Mnie nie przysługuje? Mojemu dziecku nie przysługuje?
Kiedy ja odpocznę, do jasnej cholery?

Planowałam krótki wyjazd na koniec sierpnia.
Przełożyć?
Na kiedy? Na wrzesień? We wrześniu młody idzie do szkoły. Nowej!
Nowy stres, nowe wrażenia, nowa adaptacja.

Od czerwca Daniel czeka na ten czas, gdy i ja mam urlop. Czeka na krótki chociaż wyjazd. Na to, że zobaczy jakiś świat, poza swoim miastem. Jak inne dzieci. Wodę jakąś, góry. Cokolwiek.
Czeka i odlicza dni. Wszystko ma zaplanowane i ułożone w głowie, walizkę którą zabierze, jej zawartość, nawet wyjazd wieczorem pociągiem TLK.

Ale kogo to obchodzi. Jak wszystko inne, tak i dramat mojego dziecka związany z anulowaniem wyjazdu, jego płacz, krzyk, żal, wejście w stresie i rozczarowaniu w nowy rok szkolny... to mój problem, tylko mój.
Co to interesuje szanowną komisję. Ważne, żeby oni wzięli swój zaplanowany urlop....

Nie znoszę czasem tego kraju i jego bezmyślności. :/