wtorek, 31 stycznia 2017

No i znowu zbieramy...

Dzień dobry.

Czas leci jak szalony. Nawet nie ma czasu załadować. ;)
Znaczy zalogować, na bloga. :D

Co tam u nas, pytacie.
No więc tak...
W szkole jak w szkole. Czasem lepiej, czasem gorzej.
Osobiście trochę zaczęłam doceniać tzw. dobre szkoły moich znajomych. Dzieci mają zajęcia, pasje jakieś realizują, dowiadują się co lubią, a czego nie. Próbują, szukają, uczą się i odrabiają lekcje w świetlicy.
A u nas... nic. Jedno czarne, wielkie nic.

Zaczynam się zastanawiać co to będzie, gdy będę musiała wrócić na cały etat do pracy.
Młody zostanie na świetlicy i będzie robił nic, a potem wieczorem ja będę toczyć walkę ze zmęczonym dzieckiem i jego zadaniami domowymi.
Trochę mnie to przeraża.

Póki co, Daniel na świetlicy  nie zostaje.
Ale ileż można... Jeszcze trochę i padniemy z głodu w takim trybie życia.
A gdzie basen, jakieś wspomaganie psychologiczno-pedagogiczne, gdzie SI?
Czy choćby jakiś język obcy, który od I klasy jest, jak wiadomo, obowiązkowy, a z którym Daniel zupełnie sobie nie radzi już w zerówce.
Przyswajanie obcych słów, zwłaszcza tych w języku angielskim, jest dla niego kompletnie nierealne. Nie wchodzi mu to i koniec.

Wiemy już, że problemy z głoskowaniem i te językowe wynikają z lewouszności i zaburzeń słuchu fonematycznego. Ale poradzić na to możemy  niewiele, bo szkoła jak to szkoła, jest sztywna i leci swoim trybem. Zamiast przejść na sylaby w przypadku takich dzieci jak Daniel, to dalej tłucze te głoski, a efekt jest ciągle zerowy.

No więc potrzebujemy nie tylko środków, ale i czasu na to, by pewne rzeczy po szkole prostować.
A prostowanie czegoś z Danielem, po 8 godzinach w szkole, nie będzie łatwe. Może być nawet niewykonalne.
Tymczasem w szkole nic, ani kółka matematycznego, ani językowego (można sobie chodzić po lekcjach na angielski, raz w tygodniu, płatny - obca szkoła przychodzi do szkoły; paranoja).
Można sobie wykupić basen i dziecko będzie odebrane z zajęć, razem z całą grupą. Cena za tę przyjemność - szalona. Za takie pieniądze to my we dwoje chodzimy tydzień w tydzień przez trzy miechy.
No i tyle ciekawostek.
Zdaje się, że są jakieś koła plastyczne, ale to jak wiadomo mojego syna nie interesuje wcale.
Tzn. domyślam się tylko, że takie są, bo widziałam dyplomy dzieci na korytarzu.
Poza tym naprawdę nic się tam nie dzieje. Aż serce boli.

A tak poza tym to dajemy radę.
Jeszcze do maja mamy zapewnioną opiekę i terapię.
Potem wita nas 7 rok życia i wszystkie drzwi zamykają się z hukiem.

Dlatego też, po raz kolejny prosimy Was o 1% z Waszych podatków.
Dziękujemy za dotychczasową pomoc i ściskamy!





Ps. Ulotkę mamy starą, ze spektrum. Niestety nie dysponujemy finansami, aby ją uaktualnić.

Pozdrowienia!