czwartek, 29 listopada 2012

Empatia

Dziś rano mój syn po raz pierwszy zaprezentował swoje zdolności empatyczne.

Właściwie to już pogodziłam się z faktem, że nie bardzo łapie czy jestem smutna, czy zła i w nosie ma takie rzeczy. A tu taka niespodzianka...

Rozmawiałam rano z mamą o tym, że jak wczoraj wzięłam procha to przestały mnie boleć zatoki, za to brzuch zaczął i chyba muszę wybrać czy leczę wrzody i nie biorę nic na zatoki, czy leczę zatoki i zaogniam wrzody.
Nagle słyszę tup tup, dziecko przybiegło z drugiego pokoju, przyjrzało mi się uważnie, po czym podeszło do mnie i pomiziało mnie po głowie.
"Co robisz, kochanie?" - spytałam
"JA GŁAŚKAM MAME GÓFCIE, BZIUSIEK PSIEŚTANIE BOLEĆ"

Wyglądał przy tym naprawdę przejęty.
Postanowiłam potestować dalej.
"A pogłaszczesz mamę po brzuszku? Wtedy na pewno już przestanie boleć." Zapytałam.
Pogłaskał. :)

Cuś drgnęło?


poniedziałek, 19 listopada 2012

Dalej do przodu

W końcu i mnie przyszło pobawić się w moderatora.
Zakładałam, że postów kasować nigdy nie będę, ale cóż... Życie weryfikuje czasem pewne decyzje.

Osobom, które mają ochotę pokłócić się publicznie, powylewać żale na mnie, załatwić coś sobie poprzez komentarze na blogu, zareklamować swoje blogi oraz tym, którzy wrzucają mi tutaj swoje łańcuszki (bo wierzą i muszę wysłać do X osób i nagle im się przypomina, że mnie znają, albo nie znają i ani jednego posta nie przeczytali, nie wiedzą nawet o czym ten blog  jest) objaśniam, że takie wpisy będę bezwzględnie usuwać.
Blog ten jest formą pamiętnika o moim dziecku.
Nie o placówkach, które opisuję, nie o nauczycielach, nie o terapeutach i nawet nie o moim byłym mężu (za rady odnośnie jego osoby serdecznie dziękuję - jakoś nie jest moją ambicją udupiać faceta, z którym żyłam przez 11 lat i z którym mam dziecko) tylko o moim synu. Proszę o przyswojenie tego. 
Pozdrawiam

***

No więc tak...

Kolejne SI za nami.
Jakoś miło mi się tam jeździ.
Blisko na tyle, że w razie czego jest autobus, taxi albo piechtolot.
Bladym świtem młody jest rozbudzony i ma dobry humor.
A ciocia Aga jest przesympatyczna i niesamowite rzeczy z Gada wyciąga.

Dziś młody podjął próbę czołgania pod klockiem z bardzo niskim tunelem. Co prawda zrobił zwrot gdy dupsko, które zawsze jest wyżej, dotknęło klocka, ale wszedł do połowy, a to już coś.
Przeszedł też po różnych innych gadżetach tak jak prosiła: jak kotek, na pupie, na nogach, tyłem, przodem itp. Ładnie wykonywał zadania.
Ku mojemu zaskoczeniu dał się włożyć do okrągłego tunelu i przekręcić w nim z brzucha na plecy i znowu na brzuch. Zachwytu nie było, szybko wyskoczył, ale przy drugiej próbie też wyraził zgodę i zniósł to dzielnie. Nie było oporu, nie nastawił się na nie po pierwszym razie, chociaż nie bardzo mu się spodobało.

Szał zrobiły pióra. Muszę jakieś w końcu nabyć i nie dwa, trzy, tylko całą chmarę. Szalał z nimi dobre 10 minut i chciał jeszcze. :)

Przy okazji dowiedziałam się, że Gad zna kolory. :D
Ciocia Agnieszka poprosiła o piłkę w danym kolorze i dostała. Potem o inną i też dostała. Na koniec spytała młodego jakiego koloru jeszcze nie mają, a ten wziął niebieski i pokazał. Zapytany o to jaki to kolor odpowiedział: NEKETKI. :)
No proszę... a w domu udaje głupa i jak pytam o kolory to zawsze słyszę: BIAŁY. :D

***

Za nami też kolejne zajęcia w Yamaha, czwarte już. Coraz bardziej mi się tam podoba. Młodemu chyba też, bo tym razem podjął próby współpracy, podskakiwał gdy trzeba było, grał na janczarach jak pani Marysia pokazała, raz do ziemi, raz do sufitu, raz o rękę itp. Gdy grano burzę robił pady na glebę, wstawał gdy grano na słoneczko.
A co lepsze... wczoraj zauważyłam pierwsze zmiany po tych adaptacyjnych zajęciach.

Byliśmy w Auchan, bo dziecko zażyczyło sobie SIOKU i przemarudziło pół soboty patrząc w pustą półkę. Wracając od dziadków zahaczyliśmy więc o sklep, w celu uzupełnienia zapasów.
Dałam mu wybrać i któryś już raz wybrał jabłkowy. Testowo kupiłam 1L z Tymbarka. Skoro lubi niech w domu pije z kubka. A malutkie ze słomką zostaną na podróż. 

Po wyjściu na pasaż młody zaczął zmierzać w kierunku statku. Takiego co to się wrzuca 2 zeta i buja. Statek w naszym Auchan ma dwa stanowiska, po obu stronach  nadbudówki, tak że może tam siedzieć dwoje dzieci, każde na swojej części pokładu. Zawsze, gdy było tam inne dziecko, młody omijał rzecz dużym łukiem. Gdy inne wsiadało, on schodził. Tym razem podszedł i jakby nigdy nic kazał się podsadzić, mimo że z drugiej strony siedział już inny chłopczyk. o_O
Posiedział tam chwilę, pozaglądali sobie z chłopcem przez okna w nadbudówce oraz górą, bez paniki, bez strachu, bez żadnych negatywnych wrażeń. Dopiero gdy chłopak zaczął ganiać w koło i stukać palcem w różne elementy (chciał się przede mną popisać i pokazywał gdzie jest zasilanie, krzycząc przy tym dość głośno: "zasilanie, zasilanie, zasilanie..." żeby zwrócić moją uwagę) Daniel postanowił zejść i kazał się zabrać, bo CHOPCIK IDZIE.

***

Zauważam ogromną przepaść między dziećmi w wieku Daniela a takimi 4rolatkami np. Inny świat. A dzieci powyżej tego wieku, takie w okolicy 5-6 lat to już jest kosmos jakiś dla mnie...
2,5 - 3 latki są ciekawe, zainteresowane, wszystko chcą poznać, dotknąć, mówią normalnym tonem, czasem szepczą, jeśli krzyczą to ze złości; 4rolatki to etap bardziej głośny, popisywanie, skakanie, z tym że jeszcze miewają jakieś hamulce, bywają nieśmiałe, niepewne, za to 5-6 latki to wiek, którego nie ogarniam... krzyki, piski, ogólnie duże zwracanie uwagi na siebie, jakieś teksty od czapy, brak hamulców kompletny, śmichy, chichy, nabijanie się z młodszych dzieci... A jak jeszcze do tego dojdzie brak reakcji u rodzica to jest dramat.

Byliśmy tydzień temu na zajęciach w Easy.
W sali obok były dzieci powyżej 4 roku życia, grupa 5 i 6ciolatków. Zobaczyły nowego i zaczęły popisy. Skakały wokół Daniela, piszczały, krzyczały żeby przyciągnąć jego uwagę. Słyszałam hasła: mały, ej gapa i inne tego typu. Podlatywały do młodego, zaglądały mu w twarz coś tam krzycząc, zaczepiając i wybiegały z sali jak stado dzikich. O_o
Byłam w szoku.
Ciekawe jaki będzie Daniel w tym wieku.
Jeśli taki jak tamte dzieci, to osiwieję do reszty i chyba pójdę do swojej psychiatry po Prozac. :)

Niestety trafiliśmy do grupy 4rolatków (pani w sekretariacie nie zauważa różnicy rozwojowej), ale dzieci było w porządku. Niestety zajęcia już nie. Nie dla Daniela, nie w tej formie. Pani pokazywała obrazki i mówiła, mówiła, mówiła... a młody się nudził, kładł na podłogę, znajdywał śmieci na dywanie.
/Notabene ciekawostka, dzieci zdejmują buty, siedzą na dywanie w rajtkach, spodniach, dresach w których bawią się w domu, trzymają ręce na podłodze, a pani przyszła i zaczęła zajęcia, tak jak stała, w buciorach trekkingowych./ Zdecydowanie nie dla niego taka grupa...

Podobno mieli się podjąć stworzenia grupy 2+ ale mieli tylko dwoje chętnych. Nie wiem czy grupa powstała, bo jest we wtorki i czwartki, a nas we wtorki tam być nie może, bo mamy Yamahę. Ale spytałam panią o program i stwierdziła, że jest taki sam, jak w grupie 4rolatków.
Średnio to widzę.

Co lepsze, młodemu chyba pani nie bardzo spasowała, bo nie chciał jej ręki podać. W ogóle nie chciał współpracować na tych zajęciach.
A dzień później przerzucił antypatię na panią Marysię z Yamahy i nie podał ręki w kole. Pozwolił sobie nawet na foszenie i czegoś tam nie chciał robić z początku, jakiś taki oporowy był jeszcze od poprzedniego dnia w tym Easy. Doszłam więc do wniosku, że więcej z tego może być szkody niż pożytku.

***

A oto co ostatnio wymyśliliśmy w temacie mowy:

JAKACZE - łaskocze
BAAKA - biedronka
PASZA - zaprasza
SIUKAŚ - szukasz
SIMNE - zimne
BIŁO - było
JUF - zółw :D
JAJALAL - dinozaur o_O
CHOŁAŁ - chował
ALOLAĆ - smarować

POCIOK - pociąg
ITOTAM - hipopotam
PETKI - skarpetki
BATKE - herbatkę
KOPKA - kropka 
SIAM - sam
DOBGE, GOBGE - dobre


Ładnie wychodzi:
KAMYK
MAŚĆ
KONIK
KOTEK, KOT
AUTO
IDZIE, JEDZIE
JE, PIJE
UMIE

Hitem ostatnio są:
KUJE BADZIO - dziękuję bardzo
POSIE - proszę

Nawet w nocy jak flachę dostaje wpół śnie, to mówi KUJE BADZIO.  o_O

No i hit nad hity:
SIAMA SIÓL :)

Najdłuższe zdanie jakie usłyszałam:
DOBGE MASIEŁKO JEŚT, SIMNE JEŚT, MAMA KUTKI IJEŁA :)

Kto zgadnie, ten wielki. :D


poniedziałek, 12 listopada 2012

SI si ri si :)

Fajne to SI.
Fajne tam moje dziecko.
Fajna pani Agnieszka.

I jakaś taka współpraca inna i praca w ogóle, tym razem.
Dojrzał? Woli panią Agę?

Byliśmy dziś na odwiedzinach w innej sali, gdzie była pani jakaś z chłopczykiem, a potem chłopczyk poszedł, a przyszła jakaś dziewczynka z ZD. /Notabene przesympatyczne, radosne dziecko./
Daniel oboje przyjął tak naturalnie, jakby całe życie z nim mieszkali. Nic, zero wrażeń.

Co lepsze, nawet nie słuchał co druga para robi. Słuchał cioci Agi.
I już odnotowaliśmy pierwsze postępy.
Zobaczył jak druga pani buja dziewczynkę na takim dużym wałku i gdy ciocia Aga zaproponowała zabawę w podobnym stylu, nie oponował.
W Rudzie zawsze się stroszył, nie chciał się tak bujać, nawet położyć się na piłce nie chciał.Spinał się i uciekał przy każdej próbie.
Teraz dał się położyć na brzuchu i kiwać. A potem - o cudzie! - pozwolił by go na tym wałku pochylać mocno do przodu w lewo, wtedy sięgał mały kamyk łapką, potem powrót do pozycji wyjściowej i kolejne pochylenie w innym kierunku, i wrzucenie kamyczka do czekającego tam pudełka.
No byłam pod wrażeniem, nie powiem...

I tak sobie myślę, że ćwiczenia w towarzystwie to niezły pomysł.
Może on potrzebuje wiedzieć co się będzie działo nim sam spróbuje?
Ja tak mam, więc czemu on miały inaczej. :)

Tyle że salę mamy przypisaną inną, na dole. Tu byliśmy by inne gadżety obejrzeć i innych ćwiczeń spróbować. Ale może będziemy tam wpadać. Zobaczymy.

Było też wspinanie i kulanie po materacu - to drugie też pierwszy raz sobie pozwolił. Wcześniej tylko w domu, na łóżku. I nawet mu się spodobało. :)
Dał się też powiesić na takim dużym wałku przywieszonym do sufitu i bujającym się na boki. Sięgał coś przez niego i wracał do wyjściowej pozycji. Skorzystał z basenu z piłkami. Różne takie fajne rzeczy...

Odmówił tylko wejścia na kulę z wypustkami. I nie chciał przejść po macie z takimi miękkimi kolcami.
Nie był też zachwycony gdy przeciskał się między dwoma wałkami, ale dał radę.

Reszta kolejną razą. :)

A jeszcze śmiać mi się chciało, bo pani Aga przez dobre pół godziny kombinowała jak Daniela przytulić. Chciała go tak złapać, żeby poczuł, ścisnąć. A on sprytnie unikał tego zbliżenia. Dawał jej rękę, mogła go włożyć do basenu, wyjąć, łaskawie pozwolił jej się trzymać za pupę, gdy po drabince wchodził (chyba tak sobie już na dłużej umyślił, bo na placu zabaw ja ręce trzymam pod pupą jego, w razie jakby zleciał...) itd. ale objąć nie...
Po 40 min. jej wysiłek został  wynagrodzony. :D
Młody stał między jej rękoma, ona coś trzymała w lewej ręce, on tam wrzucał koraliki, sprytnie przełożyła pojemniczek do prawej i zamknęła okrąg... a on się przytulił jak do mnie, więc skorzystała i mocno objęła. Nie zaoponował. :)

Myślę, że za jakieś dwa, trzy tygodnie mamusia wyjdzie na korytarz i zostawi ćwiczących we dwoje... :)

Bingo!