poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Swoboda

Swoboda - hasło przewodnie terapii wg pani Hanny Olechnowicz.
Z przymrużeniem oka traktowałam, ale... ona jednak ma rację. W sumie nie powinno mnie to dziwić, w końcu to świetny terapeuta. A jednak dziwi. Głównie dlatego, że wszyscy tak mocno narzucają dzieciom ze spektrum tresurę. Siedzieć, rysować, tu iść, tam patrzeć. Niech płacze, aż zrozumie. Tak wygląda terapia wszędzie wokół, gdzie zaglądam.

I tak sobie myślę... po co to komu? Żeby dziecko było grzeczne w szkole? Żeby pani X nie miała problemu? Autyzm to zaburzenia relacji społecznych. Siedzenie przy stoliku  nie uczy relacji. Uczy posłuszeństwa. Stanowi nakaz. Nawet jeśli dziecko się nauczy, rok odpłacze, ale nauczy. Co z tego?
Nauka siedzenia przy stole nie zapewni mu szczęścia w dorosłym życiu, nie da przyjaciół, partnera, świetnej pracy, która będzie go fascynować. Jakie więc to ma znaczenie? I po co się to robi?

Jakoś tak sobie myślę, że te metody, to nie są dla dzieci, a dla dorosłych, którzy będą się potem z tymi dziećmi w przedszkolu czy szkole użerać. Tak, tak to chyba traktują. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt przytrzymywania dziecka za nogę, w celu przymuszenia do pozostania przy stoliku?

Odpuściłam...
Na wszystkich frontach odpuściłam.
Odpuściłam zabawy, rysowanie, nawet nie dotykam kredek. Odpuściłam klocki i budowanie wież. Odpuściłam książeczki. Nie to nie...

I oto cud.
W sobotę przybywa do nas ciocia, która ma zostać do niedzieli. Wracamy ze spaceru, a dziecko zasiada do stolika i ciągnie ciotkę obok. Wręcza jej kredkę i każe rysować kółko. Potem ona oddaje tę kredkę i proponuje, by młody narysował swoje... A on rysuje. Potem wymiana kolorów i dalej...
Tydzień temu taka zabawa trwała godzinę. A on siedział i rysował, albo dawał jej rysować. Wstawał, brał inne kredki, temperówkę, kazał odrysowywać sobie dłonie i tak się bawili, podczas gdy ja mogłam wyjść i zrobić kolację. Nawet za mną nie poszedł...

Spacery też odpuściłam.
Jeśli musimy gdzieś iść, w konkretne miejsce, biorę na ręce i gadam. Czasem ma jakiś plan, że tam. Tłumaczę, że teraz robimy to i to... Zwykle pomaga.
Jeśli idzie na nogach, czasem próbuje ten kierunek narzucić, ale wtedy pomagają ręce i opowiadanie czegoś.
Gdy  nie mamy konkretnego celu, idziemy przed siebie. I nigdy za rękę, chyba że sam mnie złapie. To też odpuściłam. Nie mam siły walczyć miesiącami. Ani ochoty. Kontroluję sytuację i daję swobodę. Na pomnik? Dobrze. Na plac zabaw? Ok. Ja się dostosowuję. I jest lepiej. Im mniej granic, im mniej narzuconego planu, tym lepiej.

Ubieranie.
Nie chce teraz, to poczekam.
Jeśli trzeba gdzieś wyjść i nie można się bawić do jutra, przygotowuję do wyjścia ze sporym marginesem. Niech biega pod przychodnią po krzakach, byle byśmy byli już na miejscu. Z domu wychodzimy za wcześnie. Inaczej klapa, albo ryk do ubierania i wychodzenia. Unikam.
Podobnie z kąpielą. Nie ganiam go, nie zmuszam. Delikatnie kieruję do wanny, ale gdy uparcie ucieka, zostawiam. Najwyżej będzie się mył w zimnej wodzie i krócej. Trudno.

Próbowałam przed spaniem zmienić rytm. Najpierw kasza, potem zęby. Nie udaje się. Po kaszy Daniel przytula się do poduszek, nie chce już wychodzić z sypialni. Wracamy do starego zwyczaju. Tak, wiem, niezdrowe dla zębów. Trudno.

Odpuściłam z jedzeniem. Nie daję łyżeczki ani widelca do ręki. Leży sobie i czeka na lepszy czas. Nie chodzę z jedzeniem za nim. Nie chce, to nie chce. Oczywiście próbuję karmić, ale na nie, odkładam sztućce i zlewam. Od paru dni widzę, że próbuje sam... Podchodzi, bierze widelec i próbuje coś tam nadziać. Głównie rzeczy o zwartej konsystencji, parówkę, ogórka. Od święta potrafi powiedzieć, że AM i pokazać, co znaczy, że chce, czasem tylko spróbować, ale ważne, że chce i sygnalizuje...

Dużo odpuszczam. Nie jest to łatwe, ale działa.
Pani Olechnowicz ma rację. Swoboda jest bardzo ważna w kształtowaniu charakteru dzieci ze spektrum. One muszą ją mieć. To wspomaga ich rozwój.
Z jej doświadczeń wynika, że nawet dzieci upośledzone dobrze z tej swobody korzystają i idą w dobrym kierunku. Natura nie jest wcale taka głupia... Trzeba tylko dać jej szansę.


wtorek, 14 sierpnia 2012

Krok w przód

Idziemy... 
Nadal idziemy w konkretnym kierunku. A przynajmniej tak nam się wydaje, że jest konkretny. Czasem robimy krok w tył, czasem stoimy w miejscu, zawsze jednak ruszamy do przodu i ogólna droga jest stała. Nieco kręta czasami, ale nie zbaczamy z niej. Idziemy przed siebie, zgodnie z intuicją. Czasem stajemy na rozdrożu i głupiejemy. Nieraz wybieramy nie tą trasę, a potem musimy wrócić w tamto miejsce, gdzie źle wybraliśmy i wybrać inaczej.

Po 10 miesiącach takiej drogi z przeszkodami, dochodzimy do momentu, w którym stwierdzamy, że do tej pory wybieraliśmy dobrze i poszliśmy najlepszą z możliwych dróg.

A oto dlaczego:

1. Zaczynamy mówić; wiele rzeczy brzmi dziwnie, sporo słów nie da się nawet powiązać z tym czego dotyczą, ale też sporo jest wyraźnych i konkretnych. Mamy też parę dwuwyrazowych zwrotów. Oto niektóre z nich:
- PIJES - pies oczywiście
- MEKO - mleko
- PICIE
- JEDZIE
- IDZIE
- MAMA DAŁA
- APCIA NIE - gdy babcia ma czegoś nie robić
- ATIO AM - auto też je z nami posiłki, podobnie ISIU, czyli misiu
- TIUTIAJ - tutaj
- MAMA TU - mam przyjść, gdzie pokazuje
- KIPI
- KAPIE

To takie najnowsze. Bardzo konkretne. My je rozumiemy i on wie co mówi i co chce.

2. Znowu traci nam się parę rzeczy, które do niedawna mocno utrudniały nam życie. Traci się ot tak. Pewnie w to miejsce przyjdzie coś innego, ale póki co robi się nieźle. Wczoraj się zorientowałam właściwie, że paru przypadłości w tej chwili nie ma. Np. nie ma:
- zamykania wszystkich drzwi, przez które przechodzimy; wychodzi z klatki i idzie przed siebie; Czasem zauważy, że drzwi się zamknęły, a czasem w ogóle nie zwróci na nie uwagi;
- wychodzenia do drugiego pomieszczenia po to, by tam pacnąć na dupę, bym musiała do niego przyjść i go podnieść; jeśli fochuje to tu i teraz, nie szuka miejsca by sprawdzić czy tam też podejdę, czy zauważę, zareaguję; ogólnie padów jest mało w tej chwili;
- biorę na ręce, gdy w drodze jest problem i skończyły się pady  na chodniku, bo... miał wizję; podnoszę, mówię gdzie idziemy i po co, zmieniam kierunek i idę... a on zapomina, że chciał inaczej;

3. Zaczyna się komunikacja. Mocno utrudniona jeszcze, ale gdy chce pić, idzie do sypialni po flachę wody, albo sięga po kubek z herbatą, czy też podaje mi flaszkę. Wcześniej wył z pragnienia, ale nie łączył tego z butelką, która stała obok. Teraz bierze i pije. Potrafi nawet podać mi flachę i powiedzieć: PICIE. Potrafi się też domagać, by do wody coś dodać, np. witaminki, idąc do kuchni pokazując na syrop.
Zdarza się, że odpowiada mi na pytanie co chce, czy wodę czy mleko. Niedawno brał pierwsze z brzegu albo wył, bo nie umiał wybrać, a potem wył drugi raz, bo dałam nie to. Teraz wybiera to co chce, lub też powie że MEKO. Albo że MEKO NIE. Nie potrafi powiedzieć "woda", więc mówi co umie, a czego nie chce i zaprzecza.
Zdarza się też czasem, że pokazuje na talerz i mówi, że AM. Czasem skubnie, czasem zje więcej, ale zaczyna kojarzyć jedzenie z głodem i smakiem - tak mi się wydaje. Wcześniej buczał z głodu, a jedzenie mogło stać. Teraz jakby rozumiał, że to może mu ten głód zaspokoić. Bardzo ładnie kojarzy AM w sklepach, pokazując na półki z batonami, czekoladami - chociaż nie bardzo wiem skąd to skojarzenie, bo ja nie kupuję takich rzeczy.

4. Zaczyna się skupiać. W tej chwili na bajkach głównie, ale to zawsze coś... Potrafi patrzeć pięć minut na bajkę i zaznajamiać mnie z nią, mówiąc np. ISIU AM albo ISIU JEDZIE. I pokazuje wtedy  na tv.
Włączam mu czasem tv rano, gdy wstanie niedojrzały. Czasem w ciągu dnia. Dość szybko się nimi nudzi, nie potrafi siedzieć pół godziny i oglądać, ale ma już swoje ulubione klimaty, głównie są to czołówki bajek.

To chyba tyle. Może mało dla kogoś. Na pewno dla matki zdrowego dziecka. :) Dla mnie kosmos.

Oczywiście nadal są problemy z EE (nadal nie chce robić i trzyma ile może, ratujemy się laktulozą, colon C, czopkami glicerynowymi), nadal pieluchujemy, nadal się złości już, teraz i natychmiast, rzuca rzeczami, paca mnie i siebie (chociaż mniej), krzyczy na kota (też mniej - dużo mniej piszczy odkąd lepiej mówi) i goni go, ma swoje wizje kto ma podnieść zabawkę, albo gdzie mam usiąść itd. Nadal jest do mnie mocno przywiązany i robi sceny, gdy wychodzę, nadal nie chce zasypiać na noc beze mnie (i nie wiem co zrobić 14 września, gdy pójdę na operację, na jego ojca już nie liczę... ) i nadal jestem na pozycji nr 1, gdy wracam do domu i nikt inny się wtedy  nie liczy. Nadal chce się nosić...

Ale jest lepiej. No dużo lepiej jest. :)