poniedziałek, 4 czerwca 2012

Po trzech wizytach na SI

Pierwsze efekty trzech zajęć są takie, że:

- Daniel mówi "tak". Dokładnie brzmi to KA, ale jak  brzmi to nie jest ważne. Słowo jest, znaczenie jest znane. Nie żeby używał specjalnie jakoś, ale po wielu monologach typu: "co mam z tym zrobić? włożyć tutaj? tak? Daniel, chcesz się pohuśtać? tak?"  i tak przez kilka godzin w sumie, jest efekt i w sobotę padło pierwsze '"tak".

- Daniel dokończy zadanie, przyniesie brakujący przedmiot i wykona inne polecenia, których już wykonywać nie chce, bo w swoim mniemaniu zakończył zajmowanie się nimi, jeśli dokonane zostanie pewne zagranie. A jest to dokładnie zachęcenie dziecka do innej zabawy. Przykład: terapeuta zaczyna się zajmować czymś nowym i fajnym, Daniel podchodzi, terapeuta przypomina, że nie zakończył poprzedniej zabawy i nie przyniósł ostatniego klocka. (Nie przyniósł świadomie, dał mnie zamiast terapeucie i doskonale wie o co chodzi.) Odsunięty delikatnie od nowej zabawy, wie co ma zrobić i jest to dla niego wystarczająca motywacja. O ile cała sytuacja przebiega w spokojnej atmosferze.

- Daniel wykonuje kolejne czynności, mimo tego, że już nie ma ochoty, odpowiednio zachęcony. Ostatnio miał wyjąć tylko pięć skarbów z pudełka pełnego grochu i innych śmieci. Parę razy przerywał, ale w końcu wyjął ich 10. Przy okazji wyszło, że dziecko jest ewidentnie praworęczne. Mimo przypominania ("a druga rączka nie poszukała jeszcze, poszukaj drugą rączką") o użyciu ręki lewej, wraca do prawej ręki. Owszem, szuka lewą, ale po wyjęciu przedmiotu, kolejne szukanie już znowu odbywa się łapką prawą.

- Dziecko wreszcie pokazało pierwszy swój strach. Nie dało się zawinąć w materac i zrobić naleśnika. Przechodziło przez tunel zrobiony z materaca, ale na początku tunel musiał być luźny. Potem przeszedł w ciaśniejszym, ale naleśnika nie było tak czy siak. Od razu się zrywał i odsuwał. /Ja to już wiem, bo w domu też próbowałam go zawinąć w koc czy ręcznik. Zgadza się na to pod warunkiem, że zwijam go na stojąco i omijam głowę. Przy czym musi mieć możliwość natychmiastowego odsupłania się. Jeśli będzie ciasno albo więcej warstw i nie da się wyjść z naleśnika w ciągu paru sekund, jest bunt, krzyk, płacz, histeria./

- Pokazały się pierwsze fanaberie pt. NIE. Jednak co praktyka, to praktyka. Każda z nich była szybko wyłączona.

- Dało się wyjść z sali bez zamykania drzwi. Co prawda potrzebna była uwaga, że drzwi nie zamykamy, że teraz będą otwarte, ale wyszedł nie wracając się i nie krzycząc, że chce zamknąć. Nie przeszkadzały mu też otwarte. /Gorzej z wyjściowymi, tam już jakby się przestawił na poprzedniego siebie - zamknąć chciał i koniec./

- Daliśmy radę 50 min. nie zajmować się naszym bytowaniem syjamskim. Przez tyle czasu Daniel zajmował się zabawą z terapeutą i chociaż próbował mnie w to włączyć i przychodził ciągnąć za rękę, to jednak odpuszczał i wracał do pana Grzegorza, a ja zostawałam na krześle.

- W dniu wczorajszym moje dziecko zainteresowało się innym dzieckiem i przystanęło na spacerze przy wózku, żeby popatrzeć z bliska na 10 miesięczną dziewczynkę w wózku.

- Przy powrocie do domu wczoraj zostaliśmy zaczepieni przez pewną parę z dwójką dzieci, która widuje nas czasem na dworze. Daniel stanął twarzą w twarz  z dziewczynką, której do tej pory unikał. Tym razem okazało się, że mała jest bardziej nieśmiała od niego. Zastrzelił nas wszystkich, bo wyciągnął do niej rękę na "cześć". Niestety ona schowała się za mamę i z integracji wyszła wilka figa z makiem. :(

- Na terapii w sobotę nastąpiło pierwsze wskazanie ruchem ręki. Daniel normalnie wyciąga rękę w miejsce gdzie coś tam jest, gdy czegoś chce, albo chce gdzieś być zaniesiony. Nie wskazuje konkretu, nie wykonuje ruchów pokazujących czynność, o którą mu chodzi. Tym razem pokazał, że terapeuta ma zakręcić piłkę w czymś na kształt trójkątnej ruletki. Wykonał obrotowy ruch dłonią. o_O 

Tak na marginesie znowu zdziwiłam się ile to on rozumie.
Daniel siada różnie, w siadzie prostym, na łydkach, z pupą między piętami. Nie poprawiam go, bo jest różnorodność, poza tym on siedzi parę minut i znowu go nie ma, więc nie widzę potrzeby. Ale terapeuta uznał, że jest. Daniel usiadł w siadzie na nogach i padło hasło "ale popraw nóżki" poparte wyciągniętym palcem i wskazaniem na nogi dziecka. Zdążyło mi przejść przez głowę "bez sensu, przecież on nie wie co to znaczy, nie dość, że nie zna słowa "popraw" to jeszcze nie wie jak się właściwie siada. Nic więcej nie zdążyłam pomyśleć, bo mózg mi się wyłączył. Moje dziecko poprawiło obie nogi wyciągając je do przodu w siadzie prostym. o-O Jak, skąd, jakim cudem? o_O
Spytałam potem babcię, też nie poprawia Daniela i uczy go siadać w tej pozycji. Nie rozumiem! Co nie zmienia faktu, że cieszę się jak dziki osioł. :D


I tyle tymczasem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz